Zamiast wstępu

Kilka słów o poezji

1.

Poezja spełnia tę samą rolę co proza, tylko lepiej.

2.

Poezja świadoma, przepełniona wyrafinowanym intelektualizmem, pozbawiona jest tego ładunku emocjonalnego, który z dzieł niedoskonałcyh czyni zjawiska niepowtarzalne w swej prostocie, spontaniczności i szczerości. Tylko taki pisarz, który w swej świadomej poetyce zawrze emocję i ładunek emocjonalny, jest geniuszem. Tylko taka poezja jest doskonała.
 

3.

Wierzę w słowo żywe, które jest pierwociną wszelakiej literatury.

4.

 

To wszystko, co się napisze, nie jest jednak jeszcze najważniejsze. To musi być coś, poza wolnością i niewolą, poza moralnością, poza mitem. Ja burzę wszystko, aby ktoś inny, na tych gruzach posadził kwiaty.

5.

Aby tworzyć doskonałe dzieła literackie, nie wystarczy do perfekcji opanować język. Trzeba jeszcze do perfekcji opanować życie – przynajmniej w teorii.

6.

Pod żadnym pozorem nie należy dać się wybić z rytmu. Nie rozdrabniać się, jasno widzieć cel i pracować, pracować ...

7.

Ponieważ nie jest łatwo być twórczym, należy tym bardziej, w procesie tworzenia, odrzucać wszystko co obce i dalekie nam samym i naszej idei, a odszukiwać w sobie, jak w nieprzebranym skarbcu, tego co jest dla nas najodpowiedniejsze. Wszystko czego potrzebujemy, tkwi przecież w nas już od dawna.

8.

Pospolitość, szarość i nijakość codziennego życia, zmaganie się z małymi problemami egzystencji pośród małych, nieinteresujących ludzi, to najwięksi przeciwnicy sztuki i twórczości. Zastój i stagnacja, są zabójcami fantazji i wyobraźni. Potem już tylko skostnienie, rutyna i śmierć.

9.

Romantyzm był tym szczytowym punktem, na który wzniosła się literatura światowa. Epoka następna – modernizm – była podsumowaniem wieków. Reszta jest już tylko repetą i plagiatem.

10.

Wiersz można napisać o wszystkim, także o niczym. Wiersz jest esencją prawd.

 




Czy warto czytać poezję ?

W dzisiejszych czasach czytelnictwo poezji dramatycznie spada. Jaka jest tego przyczyna? Może jesteśmy niedouczeni, i bardziej zwracamy uwagę na sprawy materialne („wyścig szczurów”) niż na sprawy duchowego rozwoju? Także wydawnictwa ograniczają wydawanie poezji, bo to się po prostu nie opłaca. Nie ma zbytu i popytu – nie ma podaży. Tak, także tu króluje prawo popytu i podaży, tak jakby chodziło o karkówkę czy marchewkę. A przecież poezja jest tym szczególnym skarbem literatury, który odkrywa przed nami świat, a także prawdę o ludzkiej kondycji – o człowieczeństwie. Poezja ukazuje jakie metafizyczne i egzystencjalne związki łączą nas ze światem. Pozwala zrozumieć, jak możemy funkcjonować w powiązaniu ze światem. Objaśnia świat i człowieka. Pozwala także na głębokie (być może najgłębsze w literaturze) porozumienie z drugim człowiekiem – poetą właśnie. Ale to od naszej własnej wrażliwości na słowo, zależy czy będzie to porozumienie powiązane ze zrozumieniem. Wiedza płynąca z poezji jest tylko pozornie wiedzą hermetyczną. W głębszych warstwach symboli, metafor, porównań i archetypów poezja sięga do podświadomości czytającego, otwierając go na wiedzę, której on nawet nie przeczuwał. Zasadniczą wiedzą jest to, że poezja niesie pociechę w trudach życia i uczy jak żyć godnie (tzn. w zgodzie z sobą). Przypomnijmy sobie wielkich klasyków: Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, którzy uczyli nas patriotyzmu, sięgając do naszych uśpionych przeczuć, symboli i archetypów. Przypomnijmy sobie Wyspiańskiego, który budził nasze uśpione sumienia. Te wiersze, ten przekaz jest zrozumiały niemal dla każdego, a jeżeli zrozumienie intelektualne jest zbyt słabe, to przecież każdy, poprzez intuicję czuje („Czucie i wiara silniej mówią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”) rozumie i współczuje z autorem, domyślając się tym sposobem co poeta miał na myśli. Wiersze nieco bardziej skomplikowane treściowo pisali klasycy drugiego rzutu: Różewicz, Miłosz i Herbert. Jest to nurt egzystencjalny w poezji polskiej. Ale tak jak u ich wielkich poprzedników z epoki romantycznej, tak i tu chodziło o to samo – o Polskę, jej historię i człowieka zanurzonego w tej historii. I tak jak historia, tak i poezja jest wielką nauczycielką życia. Poezja polska ostatniego półwiecza uczy nas, jak mamy rozumieć tę naszą polskość z szabli i krwi, która ciąży nam jak kula u nogi, i jak mamy sobie z nią poradzić. Każdy poeta podchodził do tego problemu nieco inaczej: inaczej Juliusz Żuławski, inaczej B. Chorążuk, inaczej E. Stachura, inaczej A. Bursa czy R. Wojaczek. Na osobne miejsce w poezji zasługują: K. K. Baczyński, J. Iwaszkiewicz, oraz J. St. Pasierb. To poeci osobni, i w pewien sposób klasyczni (tak w formie jak i w treści); podejmowali próbę ocalenia w cywilizacji europejskiej tradycji i wartości antycznych kultury śródziemnomorskiej i tego kręgu kulturowego. Do poetów klasycznych, w tym sensie, można także zaliczyć Miłosza i Herberta. Zupełnie osobni (chociaż różni) są: Stachura i Różewicz, którzy konsekwentnie i radykalnie prezentują egzystencjalny aspekt kondycji człowieka; Różewicz – człowieka osadzonego w historii; Stachura – człowieka wobec Uniwersum, Kosmosu i Boga. Moje ulubione wiersze z tego okresu to: „Kropka na ypsilonem” Stachury i „Studium przedmiotu” Herberta. Współczesna, młoda poezja polska jest słaba. Może dlatego tak niechętnie po nią sięgamy. Polska poezja współczesna to buchalteria słów, polityka znaczeń, żonglerka pojęć. Wyszukane metafory – trochę od siebie, a trochę ogólnie, trochę subiektywnie, a trochę obiektywnie – tak żeby zadowolić wszystkich. No i dialektyka – dialektyka ponad wszystko – panu Bogu świeczka i diabłu ogarek; jedną nogą tu, drugą tam. A najlepiej bezosobowo – tak najbezpieczniej. Giełda poetyk (duszę za formę!), targ próżności i nicości. Forma wyzuta z treści. Ukryci w gąszczu słów, pojęć i metafor – bo poznali „dobro i zło” warsztatu; skuszeni przez Węża wiedzy owocem oryginalności, nie napiszą już więcej: „ja jestem...”, zgorszeni tym wyznaniem jakby widokiem nagości, zawstydzeni, odziani w grube skóry poetyk ukrywają swoje „ecce homo”. Jakże ubogi ich język, jakże wąska fraza, spoza których wyziera Wielka Nicość, którą oni biorą za poezję współczesną. Tak – tragiczny to obraz młodej, polskiej poezji współczesnej. To może odstraszać i odstręczać od czytania tego typu „wykwitów” literatury współczesnej. Ale nie dajmy się, nie zniechęcajmy się – i tak warto czytać poezję. Ostatecznie pozostają klasycy.




Kim jest mistrz poety?

Poeta ma wielu mistrzów (tak jak sukces „ma wielu ojców”). Pierwszymi mistrzami poety są jego rodzice, i najbliższa rodzina, z którymi na co dzień przebywa młody adept poezji. To oni właśnie wyznaczają pewną normę językową, w której porusza się młody kandydat na poetę. I dotyczy to zarówno formy jak i przedmiotów wypowiedzi. Jest to tzw. naturalne środowisko językowe młodego poety, które jest jego bazą formalną i przedmiotową. Ujawnia się to z reguły w pierwszych próbach poetyckich poety. Takie też było i moje doświadczenie – pierwszymi mistrzami języka byli moi rodzice oraz moja babcia, której opowieści o duchach i zjawach słuchałem z dużym zainteresowaniem, sam dokonując pierwszych prób literackich, w postaci krótkich opowiadanek science fiction. Jednak moimi pierwszymi mistrzami literackimi byli tacy autorzy jak: L.J.Kern („Ferdynand Wspaniały”, „Zbudź się Ferdynandzie”), A.Szklarski („Tomki”), K.May („Winnetou”), ten ostatni dał mi też podstawowy kręgosłup moralny, uzupełniający zasady wpojone przez rodzinę. Autorów tych zacząłem czytać gdzieś w połowie szkoły podstawowej. Nieco później poznałem E.Niziurskiego („Sposób na Alcybiadesa”), a jego sformułowanie: „kołomyja elementarna”, stało się na długo moim prywatnym archetypem funkcjonowania pewnych grup społecznych. Tak więc pierwszymi mistrzami języka, obok rodziny, byli autorzy literatury młodzieżowej – głównie prozaicy. Na tym etapie o poezji, jako formie literackiej. jeszcze nie było mowy. Z Niziurskim jeszcze było i tak, że oprócz języka na długie lata ukształtował on moje poczucie humoru. Niebagatelny wpływ na rozwój mojego języka miał też Kościół, do którego chadzałem od najmłodszych lat – najpierw na msze łacińskie, potem na msze po polsku. Kościół, w którym od pewnego czasu wczesnej młodości byłem lektorem Pisma Świętego. Nie tylko treść, ale i forma stylistyczna Pisma Świętego (szczególnie Nowego Testamentu) bardzo do mnie przemawiały, i utrwaliły się w postaci swego rodzaju kodu stylistycznego, który odnajduję w moich pracach poetyckich. Od tego czasu moim mistrzem stał się główny wyraziciel Słowa Bożego – Jezus Chrystus. I tu dochodzimy do najistotniejszej kwestii: mistrzem dla poety staje się nie tylko ten, kto pięknie mówi, ale i ten, który swoją postawą jest w jakiś sposób inspirujący, dający wskazówki moralne. Słowa Jezusa o Prawdzie, która ma nas wyzwolić, stały się i moją dewizą, którą przeniosłem do mojej twórczości poetyckiej – prawda przede wszystkim (niezależnie, czy jest to prawda subiektywna czy obiektywna). To wartość nadrzędna w mojej poezji. Podporządkowana jest jej zarówno treść jak i forma. Z Kościoła wyniosłem nie tylko Logos, ale i nastrój, który zawsze starałem się zawrzeć w mojej poezji, tak żeby poprzez to co Nienazywalne wprowadzić czytelnika w nastrój tego o czym mówię. To pomagało mi uzyskać metafizyczną więź z czytelnikiem. W tym czasie, mniej więcej, rozpoczął się mój dość długi romans z literaturą science fiction. Tu moimi mistrzami byli m.in. tacy pisarze jak: H.G.Wells, A.C.Clark, R.Bradbury, I.Asimov, czy St.Lem. I tak jak z Kościoła wyniosłem Logos, nastrój i liturgię słowa (wszak każde tworzenie wiersza jest swego rodzaju liturgią słowa), tak więc Kościół stał się w pewien sposób moim mistrzem; tak z literatury science fiction wyniosłem wyobraźnię, a więc wewnętrzną wolność i swobodę myślenia, której tak brakowało wtedy w naszym kraju. Tą odwagę myślenia przeniosłem później do mojej literatury, i w ogóle do życia. Jeżeli mistrzem poety jest ten, kto wychowuje (w określonej kulturze słowa) a zarazem uczy jak pisać i jak żyć, to moim największym mistrzem jest Jezus Chrystus, który nie tylko pięknie mówił, ale i pięknie żył, stając się wzorem dla milionów jego wyznawców. Mówiąc „mistrz”, mam na myśli kogoś kto prowadzi, wskazuje i ukazuje świat, czasem nowy, czasem stary, kto jest przewodnikiem po świecie natury i kultury. Takim mistrzem dla mnie był mój ojciec, który zanim jeszcze wprowadził mnie w świat kultury, pokazał mi wspaniałość Tatr. Miał sporą bibliotekę, z której często korzystałem. A rozmowy z nim o kulturze, życiu i polityce, były dla mnie zawsze bardzo inspirujące. Jako muzyk wprowadził mnie w świat muzyki (a więc czystej poezji) – to z nim, jeszcze jako dziecko, chodziłem do filharmonii, gdzie zetknąłem się z melodią, harmonią i rytmem, co później wykorzystałem w mojej poezji. Od tego czasu muzyka towarzyszy mi niemal na co dzień. Wszak poezji to muzyka obrazów. Mistrzami mogą być dla nas także nasi przyjaciele. Tu muszę wspomnieć o moim wieloletnim przyjacielu Sławku Szymańskim, który był dla mnie jakby drugim ojcem, a jednocześnie mistrzem intelektu, konsekwentnego myślenia i realizmu. Dyskusje i rozmowy, o literaturze o sztuce i o życiu, suto zakrapiane alkoholem, zawsze były dla mnie bardzo inspirujące i zapładniały mój umysł na długie lata. W czasach młodości, gdy już nieco okrzepłem jako poeta, trzej autorzy wstrząsnęli moim intelektualnym jestestwem. Byli to: E.Canetti („Auto da fé”), F.Dostojewski („Zbrodnia i kara”) oraz M.Bułhakow („Mistrz i Małgorzata”). Szczególnie E.Canetti stał się moim mistrzem języka; jego proste, mocne zdania z „Auto da fé” stały się dla mnie ideałem prozy i literatury w ogóle. Dla mnie, dzieło to jest najdoskonalszą formą prozy. Z Canettiego dużo wziąłem do mojej prozy, a także, częściowo, do poezji. Osobiście uważam, że jest to najwybitniejszy pisarz XX w. Z poezją u mnie było nieco inaczej. Do Osiemnastego roku życia w ogóle nie czytałem poezji (i nie pisałem poezji). Nie lubiłem i nie rozumiałem poezji (nie licząc Mickiewicza). Aż w ręce wpadł mi tom poezji Różewicza p.t. „Niepokój”. On był moim pierwszym mistrzem poezji. Ujął mnie swoją skondensowaną formą wypowiedzi, a także egzystencjalną tematyką wiedzy. Potem był Miłosz i Herbert. Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobił na mnie wiersz p.t. „Studium przedmiotu” Herberta. Długo uważałem ten wiersz za najwspanialszy na świecie, w którym została ukazana istota poezji. Nieco później odkryłem dla siebie poetów amerykańskich. Tu moimi mistrzami okazali się m.in. F.Ohara, L.Ferlingetti i A.Ginsberg, z którymi miałem okazję porozmawiać i wypić kilka drinków, latem 1986 r. w Krakowie. W twórczości poetów amerykańskich szczególnie ujęły mnie: bezkompromisowość, bezpretensjonalizm i bezpośredniość wypowiedzi. Klimat tej poezji bardzo mi odpowiadał; miał on duży wpływ na formę literacką mojej twórczości poetyckiej. Tak, że od tej pory przyznawałem się do duchowych i literackich pokrewieństw z polskim romantyzmem i amerykańską poezją „beat generation”. Tak więc, chyba udało mi się udowodnić tezę, którą postawiłem na początku, a mianowicie, że poeta ma wielu mistrzów – niezależnie od tego, czy są to ludzie, z którymi stykamy się bezpośrednio, czy autorzy, których poznajemy poprzez lekturę ich dzieł; zarówno jedni jak i drudzy mają na nas niebagatelny wpływ. Koniec końców, cały świat zewnętrzny, cała dookolna rzeczywistość jest naszym mistrzem. Świat natury i świat kultury, chociaż odrębne, top jednak często zachodzą na siebie i odbijając się w naszej duszy tworzą ten specyficzny stan poetycki, który pozwala nam tworzyć; to jak powiedział Stachura: „Wszystko jest poezją”.




Dlaczego i po co poeta pisze?

„Dlaczego piszesz? Pytanie podstępne, pytanie, na które niemożliwością jest odpowiedzieć dosłownie, bo trzeba by było wiedzieć najpierw, co ono znaczy, a chytrość tych, którzy je stawiają, polega na tym, że sami tego nie wiedzą”.

                                                                                                                   Henry Bars

Nie wiem, dlaczego i po co pisze poeta (jako taki). Mogę się jednak wypowiedzieć, dlaczego ja sam piszę. Bardzo ogólnie można powiedzieć, że poeta pisze z potrzeby serca. Ale co to jest, ta „potrzeba serca”, i jakie warunki (zewnętrzne czy wewnętrzne) muszą być spełnione, by nastąpił akt tworzenia – to już kwestia nieco bardziej skomplikowana. Każdy poeta tę potrzebę definiuje, być może, nieco inaczej. Dość powierzchownie, można by powiedzieć, że jest to potrzeba komunikacji, w określonej formie, naszych odczuć, uczuć, refleksji i przemyśleń, komuś innemu, drugiemu człowiekowi (w domyśle: czytelnikowi) lub wprost wielu ludziom. Ale w warstwie głębszej, potrzeba komunikacji zahacza, a nawet staje się potrzebą KOMUNII, a więc łączy się z nadzieją na zrozumienie i, być może, na współodczuwanie czytelnika z poetą. A jeżeli ktoś twierdzi, że pisze tylko dla siebie to chyba nie wie co mówi albo po prostu kłamie. Tak więc, kwestia NADZIEI w procesie tworzenia poezji ma tutaj zasadnicze znaczenie. Poeta, pisząc, ma nadzieję na jakiś metafizyczny kontakt z czytelnikiem. W innej, jeszcze głębszej warstwie, można by tę potrzebę określić jako „nieodparty impuls”, który płynie z wnętrza, i któremu poeta ulega. Istoty i charakteru tego impulsu poeta nie potrafi zdefiniować. Zresztą, nie odczuwa takiej potrzeby. Tak więc, do końca pozostaje on dla poety wielką TAJEMNICĄ.
 




Czy istnieje idealny wiersz?

Zapewne istnieje idealny wiersz. Ale czy istnieje on w formie zrealizowanej, czy tylko w sferze idei – to już zupełnie inna sprawa. Jeżeli uznamy, że wiersz genialny jest wierszem idealnym, to oczywiście możemy uznać, że jest to wiersz idealny. Czy możemy uznać wiersz doskonały za wiersz idealny? Jeżeli tak, to z pewnością jest to wiersz idealny. Ale chyba nie o to chodzi. Wiersz idealny pozostaje ideą, postulatem, nie może więc być w wymiarze ludzkiej działalności literackiej urzeczywistniony. Idea nadal pozostaje tylko ideą, i jako taka pozostaje w świecie idei i marzeń (oraz ambicji) poety. Dla mnie, przez długi czas, wierszem idealnym był wiersz „Studium przedmiotu” Herberta, charakteryzujący się doskonałą formą i głębią znaczeń. Jednak wiersz idealny pozostaje zawsze nieziszczalnym (poza kilkoma wyjątkami) pragnieniem poety. Upraszczając, można powiedzieć, że każdy dobry poeta ma na swoim koncie chociaż jeden idealny wiersz. Ale jak się ma ten wiersz do idei wiersza idealnego? To pytanie pozostaje otwarte. Gdybym miał określić i opisać idealny wiersz, to powiedziałbym, że jest to utwór o doskonałej formie, w której zawarty jest ogromny ładunek emocjonalny i uczuciowy. Byłby to wiersz o konsekwentnej poetyce, opowiadający jakąś historię, po prostu piękny, zamknięty jak klamrą nieoczekiwaną puentą. Słowo ma wielką moc, a jeszcze większą moc ma sformułowanie, fraza. Jeżeli poeta ma tą świadomość, to jest prawdopodobne, że stać go na idealny wiersz. To intuicja, boska intuicja. Tą intuicję i tą świadomość posiadali: Szekspir, Goethe, Mickiewicz i wielu innych, którzy choć jednym wierszem, jednym poematem, jednym dziełem dali dowód na to, że znali moc słowa, frazy i intuicji, i byli zdolni przekuć ideę wiersza w wiersz doskonały, w doskonałe, można powiedzieć idealne dzieło sztuki.